Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu/237

Ta strona została przepisana.

ręka w rękę — Wyby mnie także za sobą pociągnęli.
ASKAKÓW. Ja wam to obiecał — a ja czestnyj czełowiek... A... Boże mój — ot szczastie idiot samo w ręce... powstanie wybuchnie — dwóch, trioch bez sądu powiesić... — tak ot z nagłości niebezpieczeństwa... gnać sztafety za sztafetami i ot car-szprync gotów!.
TARASOWICZ. Da, da... eto głupo... (chodzą obaj po pokoju w przeciwnych kierunkach, nagle Aksaków zatrzymuje się i patrzy na Tarasewicza przenikliwie, potem bierze go pod rękę i mówi).
AKSAKÓW. U was sztafeta?
TARASOWICZ. Da, do mnie przyszła.
AKSAKÓW (wskazuje na sukno, którem stół jest nakryty). Wy znajetie roi jaką gra u nas w Rosji tot kawałek sukna? ha?
TARASOWICZ (z uśmiechem). Jakże ja by nie znał?
AKSAKÓW. Tak... wot... podsunąć rozkaz pod sukno i pust’ leżyt’... A jak powstanie wybuchnie, to my takij krawal ustroim, że nikomu nie przyjdzie się pytać o ten rozkaz. Kakże gałubczyk? ha?
TARASOWICZ. Da... — no... — eto odpowiedzialność...