Aksakowa. Kajdany uderzają Aksakowa w skroń — ten bez jęku osuwa się na fotel martwy. Chwila milczenia).
BRODIAGA. Nu cztoż? ubit?
ZDANOWSKI (oprzytomniawszy). Zabiłem? ja?
BRODIAGA. Cicho! nie kryczy! cicho! pozwól popatrzeć. Może tylko omdlał skatina.
ZDANOWSKI. Boże! (Brodiaga podsuwa się cicho, starając się nie brzęczeć kajdanami i dotyka ręki Aksakowa).
BRODIAGA (zadowolony). Już ścierwo — trup...
ZDANOWSKI (jak nieprzytomny). Co teraz?
BRODIAGA (triumfująco). Kak co teraz? Będziemy uciekali! da — jesienią ciężko... no cztoż — pójdziesz nad jezioro w skały.
ZDANOWSKI. A ty?
BRODIAGA. Ja ne znaju... w generały, w sprawniki, w popy. no, zawsze w same tuzy! (Ściąga z biurka klucze od kajdanów i cicho otwiera kajdany. Da prekrasno. Szmer w przedpokoju).
ZDANOWSKI. Lepiej zawołać żołnierzy, niech mnie biorą.
BRODIAGA. Ha? czto? a ja?... ja także pójdę na szubienicę przez ciebie! Nie brat! Pomnij! u ciebie żona, dzieci... potem ty nam obiecał... ty nas oswobodzisz. A nie, to poczekaj... tyby żywy także stąd nie wyszedł,
Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu/254
Ta strona została przepisana.