Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu/259

Ta strona została przepisana.

STANISZEWSKA. Dobry wieczór panu — przespał się pan trochę?
LIPSKI (macha ręką). Jakie tam spanie. (Rozkłada kołdrę na stole i zwraca się ku Staniszewskiej). Pani dobrodziejka nie raczy mi pożyczyć igły i nici.
STANISZEWSKA. Po co panu?
LIPSKI. Muszę kołdrę podszyć... przecież pod niepodszytą spać nie będę.
STANISZEWSKA. Pan nie potrafi.
LIPSKI (gorzko). Nie do takiego poniżenia przywyknąć będzie trzeba... już trzy razy sobie kołdrę podszyłem.
STANISZEWSKA. Mam tylko czarne nici.
LIPSKI (strwożony). Pani dobrodziejko! ja Wołyniak — ja przesądny, ja czarnemi nićmi białego szyć nie będę.
STANISZEWSKA. Aj panie Lipski! że też nawet przesądów i zabobonów w kraju zostawić nie mogłeś.
LIPSKI (dumnie). Pani dobrodziejko — ja znajduję, że to, co mam w sobie, jest dobre i niczego się pozbywać nie myślę.
STANISZEWSKA. To żle, mój drogi panie... Ja stara, siwa, a uznałam niejeden mój błąd i oduczyłam się wiele. Ot, ma pan białe nici.
LIPSKI. Dziękuję pani dobrodziejce! (Idzie do stołu i zabiera się do podszywania kołdry).