Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu/260

Ta strona została przepisana.

JÓZIO. Proszę pana, dlaczego pan tak chodzi, jak indyk?
LIPSKI. Jak co?
JÓZIO. Jak indyk — pan tak z góry nogi stawia i głowę tak zadziera. — U nas na wsi...
STANISZEWSKA. Józiu!.. co to za sposób mówienia? (Wchodzi Staś i Elikanid, chłop Sybirski, w tułubie, ogromnych bułach, czapie barankowej na głowie, z pod czapy widać kudły, brodę, z pod tułuba koszulę czerwoną).
ELIKANID (do Staniszewskiej). Nu, a czewo tobie nużno?
STANISZEWSKA. Elikanid... u nas dziecko chore... śpi... nie grajcie w nocy w traktirze... nie krzyczcie.
ELIKANID. Da, pomiłuj!... Matuszka... jakże nie grać... a toć traktir rozniosą jak muzyki nie będzie. (Przystępuje do Staniszewskiej). Nu czto? — szlapę ty uszyła! (Bierze W rękę czapkę, którą Staniszewska uszyła). Nu niczewo... dobra szlapa... (kładzie na głowę i śmieje się). Ha, jaki front? czto? (obraca się do Lipskiego).
LIPSKI (usuwa go). Niech się usunie?
ELIKANID. Czto ty kręcisz mordu stary? ty wsiegda do mnie odnosisz się, jakby ja był padlinoj.
LIPSKI. Niech się usunie!...
ELIKANID. Da... a di engi u mnie ty pożyczył?