trza pozatykać, bo do cna was wicher wywieje. (Przechodząc koło Lipskiego). Pan hrabia igiełką się trudniwszy?
LIPSKI (przez zęby). Aha!
KINIEWICZ (śmieje się dobrodusznie). Nie sporo jakoś idzie... nie sporo!
LIPSKI (wyniośle). Nie rodziłem się ani na krawca... ani na kramarza.
KINIEWICZ. Ja takoż... no cóż począć — żyć trzeba. Za te trzy kopiejkj na dzień, co nam rząd wydziela, to chyba kamienie nagotujesz. Z domu przysłać wiele nie mogą. Wieszatiel nas kontrybucjami obłożył — żonisko tam biedne ledwo się na tym folwarku obrobi... Ach Boże! zmęczyłem się!
LIPSKI (przysuwając mu krzesło). Niech pan Kiniewicz siada.
KINIEWICZ. Dziękuję panu hrabiemu. Gdzie pani Zofja?
STANISZEWSKA (cicho). Poszła na lekcję.
KINIEWICZ. Jakoż to być możę? Przecież od tej nieszczęsnej katastrofy nie wolno jej dawać lekcji.
STANISZEWSKA. Zona horodniczego z domu Polka, w tajemnicy pozwala jej uczyć swoje dzieci.
KINIEWICZ. O Zdanowskim nie ma wieści?
STANISZEWSKA. Żadnej, przepadł jak kamień w wodę.
Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu/264
Ta strona została przepisana.