Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu/268

Ta strona została przepisana.

chę pijawek, cęgi do wyrywania zębów, a tu... zakazali. — Co zrobię nie wiem!
ANCYPA. To ten błazen, ten szatan Aniuczkin nas tak prześladuje. Spotkałem go dzisiaj. Och! chęć mnie zbierała rozstrzaskać mu głowę.
STANISZEWSKA. Niech Bóg pana broni od tego, panie Ancypa. Mamy już dosyć jednego takiego nieszczęścia w partji... Lepiej pomyślmy o wieczornym posiłku... dzieci głodne.
ŻARSKI. Nastaw samowar. (Hałas za drzwiami).
WSZYSCY. Karauł! Drzwi się otwierają bardzo szybko, z wyciem wichru wpada Aniuczkin, za nim czterech sołdatów z latarkami).

SCENA CZWARTA.
Ciż sami. — Aniuczkin. — Sołdaci.
ஐ ஐ

ANIUCZKIN. Gdzie Staniszewskaja? czego się chowacie? kto tam leży na piecu?
STANISZEWSKA. Chore dziecko.
ANIUCZKIN. Gdzie Lipski?
LIPSKI (wyniośle). Spójrz pan trochę w górę, to mnie zobaczysz.
ANIUCZKIN. Małczat, — gdzie Zdanowskaja? Nie ma jej? Razwie wy nie znacie rozkazu, że ze zmierzchem wy wszyscy powinni być w domach? ha? (Do Ancypy, Kiniewicza i Żarskiego). Co wy tu robicie?