Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu/279

Ta strona została przepisana.

BRODIAGA (do sołdata). He! zemlak! posłysz... idź ty w traktir przynieś mi papierosów... czto? nie wolno? Ja ci pozwalam i każę... wot piet’ rublej, a tu dla ciebie na wódkę dwugrywennik. (Sołdat oddala się — Brodiaga na chwilę znika.
ZOFJA. Boże! mam jakieś dziwne przeczucie!...

SCENA ÓSMA.
Ciż sami — Zdanowski i Brodiaga. (Osłupienie ogólne — Zdanowski porywa w objęcia Zofję, dzieci, wszyscy go ściskają w milczeniu — on wyczerpany osuwa się na tapczan — łka głośno, dzieci przypadły mu do nóg, Zofja klęczy obok niego i płacze — chwilę długą słychać tylko płacz).

STAŚ WILGOCKI (podchodząc — nagle). Pan Zdanowski!
WSZYSCY (przerażeni). Cicho! Cicho!
BRODIAGA. Świecę zgaście! Staniszewska gasi świecę, ciemno na scenie — tylko ogień od pieca bardzo słabo oświetla grupę wygnańców — wszyscy zbili się koło Zdanowskiego).
BRODIAGA. Drzwi jako zamknąć!
STANISZEWSKA. Nie ma zamku — nie wolno mieć zamków.
BRODIAGA. Ja będę trzymał. (Pukanie). Czto tam? a czto sołdat?... (Wyciąga ręką przez drzwi). Spasibo brat!