Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu/280

Ta strona została przepisana.

ZOFJA (cicho do Zdanowskiego). Tyś zabił?
ZDANOWSKI. Ja!
ZOFJA. Za co?
ZDANOWSKI. Nie pytaj nawet... Musiałem
STANISZEWSKA. Co teraz?
WSZYSCY. Tak, tak. co teraz?
ZDANOWSKI. To samo, co przedtem, tylko z tą różnicą, że jeszcze goręcej zabierzem się do sprawy...
ANCYPA. Gdzież przebywacie?
ZDANOWSKI. Gdzież ja nie byłem! Teraz jestem w skałach — niedaleko miasta — nad samem jeziorem w rozpadlinach skał, gdzie trudno się dostać człowiekowi — w czartowskim Abrywie.
STAŚ (jak echo). Czartowskij abryw... daleko... śliskie skały... woda szumi... trzcina jęczy.
ZDANOWSKI. Kto to?
ZOFJA. Nie zważaj... to Staś obłąkany...
ZDANOWSKI. Ach widziałem go dziś na skałach... Biegał tu i tam — on jeden tam przychodzi. Dziś jednak zdawało mi się, że widziałem jakiś cień za nim. — Znalazłem u ludu usposobienie gorące. Makar torował mi drogę. Teraz już pewien jestem zwyciętwa. Dokoła jeziora wszyscy czekają na sygnał.