KINIEWICZ. Czekajmy, aż wiosna nastanie zupełna...
ZDANOWSKI. Nie można, nie można! Lud czeka, a to gorące dusze i czekać nie chcą... Na głowę moją nałożona cena... ten i ów może zdradzić.
BRODIAGA. Da... sumieniu czynownika nie wierz, choćby z tobą barszcz z jednej misy chlapał.
ZDANOWSKI. Twemu sumieniu Makar ja wierzyć mogę.
BRODIAGA. Et... batiuszka... na mojem sumieniu tyle krwi, że i za skrzydełko je nie schwycisz.
ZOFJA. Tobie jednak zawdzięczamy, że go mamy wśród siebie.
BRODIAGA. Nie gawari tak matuszka... Jeśliby ja w skałach na drodze nie wstretił sprawnika iz Peremostoka — który jechał na saniach... jeśliby tot sprawnik nie był pijany a jemszczyk jego jeszcze pijańszy — jeśliby ja im obu łbów nie roztrzaskał i nie zniał z nich... ot z jemszczyka tułub — a ze sprawnika płaszcz i szlapę — jeśliby ja nie wyrzucił trupy ze sanek i sam nie siadł na sanie...
ZDANOWSKI. Przybiegł ci po mnie, mówiąc, że córka moja chora... ogarnęła mnie tak szalona tęsknota, że oprzeć się jej nie mogłem. Makar ukrył mnie w swoich sankach — pod futrem i przywiózł tutaj. Chwilę
Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu/281
Ta strona została przepisana.