Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu/287

Ta strona została przepisana.

a teraz jak trup — a wy madam Zdano wska-ja? nic nie umiesz odpowiedzieć? To coś jest. (Do sołdatów). Przeszukajcie trochę tapczany sztykami. (Żołnierze idą do tapczanów i zaczynają je kłuć bagnetami — grobowe milczenie — tylko w twarzach wygnańców straszny lęk w traktirze słychać granie na harmonji — Zdanowska śledzi z zapartym oddechem żołnierzy kłujących tapczan pod którym schowano Zdanowskiego. Nagle Ancypa chwyta Zdanowską za rękę i mówi cicho i szybko). Jeden ma na bagnecie krew.
SOŁDAT (który ma bagnet skrwawiony). Wasze wysokobła.. (Zdanowska rzuca się i chwyta W obie ręce bagnet tak, że kaleczy sobie ręce).
ZOFJA (z krzykiem). Nie kłujcie — tam zdaje się dziecko leży. (Rzuca się ku tapczanowi). Nie! nie ma! Dzięki Bogu! (Pada ze spazmatycznem łkaniem na tapczan, z rąk jej płynie krew).
ANIUCZKIN (patrzy na nią marszcząc brwi). Wy się skaleczyli! za czem tak gwałtownie... No, ruszcie się — zatamujcie krew. Ją boli... ja na jej krew patrzeć nie mogę. (Uderza z całej siły sołdata o którego bagnet zraniła się Zdanowska).
ANIUCZKIN. Ty zwier... kak ty śmieł won — won ot tuda. (Wyrzuca za drzwi sołdatów i sam ucieka w najwyższem zdenerwowaniu).