Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu/288

Ta strona została przepisana.
SCENA DZIESIĄTA.
Ciż sami — później Brodiaga.
ஐ ஐ

ZOFJA. Jezus Marja! odchylcie tapczan... On zraniony, krew była na bagnecie. (Unoszą: tapczan — podnoszą Zdanowskiego).
ZOFJA (do męża). Nic ci nie jest, odpowiedzi:
ZDANOWSKI (z trudnością). Przekłuli mi ramię... starałem się nie jęczeć... ale ty ręce masz zbroczone.
ZOFJA. To nic, to nic, żeby tylko ty.
BRODIAGA (wchodząc). Chwilę poczekamy* potem w moje sanie i w drogę. Spojrzyjcie na gościniec... ten mierzawiec już poszedł?
ANCYPA (patrzy na ulicę). Nie, stoją, mówią coś ze sobą. Jakaś druga grupa przyłączyła się do nich! To dyrektor turmy, poznaję go... latatarki oświecają... pomiędzy nimi jest Staś Wiigocki... badają jednego z sołdatów.
BRODIAGA (chwytając za rękę Zdanowskiego). Przez traktir!
ANCYPA. Nie można! tamtędy idzie Aniuczkin z sołdatami.
ZOFJA. Boże, ratuj!
BRODIAGA. Patisze! (Zrzuca z siebie płaszcz i czapkę i narzuca je na Zdanowskiego. Sam zostaje w kubraku jemszczyka i porywa czapkę, którą