Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu/290

Ta strona została przepisana.

TARASOWICZ. Dobrze! (Głośno). A wy kto? (Podchodzi do Brodiagi i Zdanowskiego).
BRODIAGĄ. Ja jemszczyk, a to mój pan, sprawnik iz Peremostoka... nam spieszno.
ANIUCZKIN. Nikt stąd nie wyjdzie!
TARASOWICZ, (który z całem natężeniem przypatrywał się Zdanowskiemu i Brodiadze). A! (Chwilę jakby się zastanawiał — nagle uśmiecha się i podchodzi do Zdanowskiego z udaną wesołością)
TARASOWICZ. A.. eto wy?... no wot ja was nie poznał. Wy że mój dobryj znajomyj... jakże wy tu popadli — pewnie przez traktir.... Wam spieszno? nu da... co do Wicegubernatora? Was tam czekają. Nu Zosiej Grygorjewicz — mego druha zatrzymywać nie można. Ustupitieś... (Przeprowadza Zdanowskiego w stronę traktiru. Aniuczkin chwilę stoi nieruchomy).
BRODIAGA. Da ustupiś gałubczyk radi Boga!... my się spieszymy na bal do gubernij!... (Do Zdanowskiego). Pożałujtie — Wasze wysokobłahorodje! (Tarasowicz usuwa Aniuczkina robi miejsce Zdanowskiemu, który wychodzi poprzedzony przez triumfującego Brodiagę, za chwilę słychać brzęk dzwonków, króre oddalają się coraz bardziej).
ANIUCZKIN. Przetrząsnąć wszystko, poprzewracać sienniki — podłogę... oderwać — iść na dach... on tu być musi... być musi, (Do Tarasowicza), już ja go odszukam!...