Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu/297

Ta strona została przepisana.

wy przyszli po męża żony, w której ty wlublon — a ja po dowódcę buntu... Tak u mnie prawo, nie u ciebie.
ANIUCZKIN (kierując ku Tarasowiczowi rewolwer). Oto moje prawo!
TARASOWlCZ (zimno — wyjmuje z każdej kieszeni rewolwer). Oh! u mnie dwa takie prawa.
ANIUCZKIN. Ja nie sam, ze mną moi ludzie.
TARASOWICZ. Da... ze mną też moje tiuremne sołdaty, no, brośmy to... Zosiej Grygorjewicz zejdź ty gałubczyk ze skały i chodź porozmawiać ze mną trochę. My dwaj — moglibyśmy sobie psuć wzajemnie szyki — no teraz to stanowcza chwila i w tot kryzys my dołżni pogodzić się i dopomódz sobie wzajemnie..! Da... choć pomówić można. Nie chcecie wy do mnie podejść, nu to ja do was podejdę. (Idzie do Aniuczkina, bierze go za rękę i sprowadza ze sikały i sadza na odłamie niedaleko siebie). U was gorączka, wy w ogniu Zosiej Grygorjewiczu?
ANIUCZKIN. Da, ja chory i nerwny... u mnie głowa kręgiem chodzi.
TARASOWICZ. A wot widzicie... trzeba wam rady zdrowego człowieka. U was ruskich dwa są sorty ludzi — albo tiemperament, albo chytre, zdrowe ludzie. (Po chwili milczenia dobrodusznie). Zosiej Grygorjewicz — odkryj ty mi swoją duszę, jak bratu... ty cierpisz... ty straszno pokochał tę kobietę?