MATAŁKOWSKA. Panie pułko... a przepraszam... bardzo! bardzo!... czy aby mnie się nic złego nie stanie?... czy mnie nie tego... (daje znak ręką zamknięcia w więzieniu), bo ja mam dzieci... one się tam uczą... ja przecież nic nie winna.
PUŁK. KORNIŁOF. Niech się pani Matałkowska nie boi... my takich pięknych dam jak pani Matałkowska nie zamykamy.
MATAŁKOWSKA. O... panie!... (Pułk. Korniłof daje jej znak i idzie do stolika, przy którym siedzi Botkin).
I GOŚĆ. Płacę.
KELNER. Zaraz!...
KAZIMIERZ. Cóż Józiu? co ci kupić za przegraną?
JÓZIA. A bo ja wiem.
KAZIMIERZ. A pozwolisz mi się dzisiaj odprowadzić do domu?
JÓZIA. Ale tylko do bramy.
BOGDAŃSKI. Jakto! czy nie pójdziemy wcale do państwa Elsen? Wszakże mieliśmy tam zajść po pannę Annę i twoją siostrę.
KAZIMIERZ. Odprowadzi je kto inny.
BOGDAŃSKI. Daruj mój drogi — w takim razie ja sam pójdę.
KAZIMIERZ. Proszę cię, nie zostawiaj