ZOFJA (siada na skale). Rzeczywiście drżę cała. (Kiniewicz sadza koło niej dziecko).
STAŚ WILGOCKI. Ciśnie postronek! ciśnie!
ŻARSKI. Pozwól, ja ci rozwiążę.
STAŚ WILGOCKI. Nie, nie, nie dotykaj... bo ja cały z lodu — ja się rozpłynę.
ŻARSKI. Kto ci zarzucił ten postronek?
STAŚ WILGOCKI. Nie wiem... nie wiem... duchy... szaro odziane... wiecie echo!
ZOFJA. Boże! gdy pomyślę, że zobaczę go może raz ostatni.
ŻARSKI (do Zofji). Wyrzucam sobie, że usłuchaliśmy pani próśb i wzięliśmy panią z sobą, panią i dziecko.
ZOFJA. Chcieliście więc, ażebym go nawet nie pożegnała, aby syn najstarszy nie wiedział później, jak ojciec wyglądał!
LIPSKI. Ja panią odprowadzę do domu — bądźcie spokojni.
KINIEWICZ. Teraz należy znaleść stos drzewek, o których Zdanowski mówił.
ŻARSKI. Tak, tak, nie zwlekajmy. Co ma się stać niech się stanie, (Do Siasia Wilgockiego). Słuchaj, powiedz, gdzie drewka? drewka ułożone?
STAŚ WILGOCKI. Drewka gałęzie? tam tam! (Wskazuje na najwyższą skałę).
Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu/305
Ta strona została przepisana.