bliwym gościom. Fraka włożyć siła ludzka, ani przekleństwo ojca mnie nie zmusi — więc poszedłem tam, gdzie mogę śmiało prezentować moje wytarte łokcie... to jest do Elsenów i do knajpy!...
KAZIMIERZ (śmiejąc się). Wstyd przynosisz swojej rodzinie...
MARJAN. Grożą mi wydziedziczeniem, a ja im dawaniem korepetycji.. Pojmujecie, co za hańba... ja, syn znanego przemysłowca, który ma willę w alejach i Zakopanem, dwa domy na Marszałkowskiej, fabrykę gwoździ i sześć koni w stajni — ogłaszam się w Kurjerze jako zdolny korepetytor za obiad lub pomieszkanie... To byłaby frajda...
KAZIMIERZ (do Józi, która przyniosła porter). Józieńko! daj temu panu kotlet, ale na świeżem maśle...
MARJAN. To będzie trudno...
JÓZIA El! dla pana to się znajdzie! (odbiega).
MATAŁKOWSKA (do kelnera). Temu panu w środku w binoklach zrobić befsztyk ze świeżej polędwicy i na deserowem maśle. Słyszysz?
KELNER. Niby extra.
MATAŁKOWSKA. Zupełnie extra — masz masło...
MARJAN (pijąc wódkę — do Kazimierza). Ta Józia — to twoja?
Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu/32
Ta strona została przepisana.