Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu/33

Ta strona została przepisana.

KAZIMIERZ. Niezupełnie. Bruździ mi jeden oficer. Dziewczynie głupiej mundur się zawsze podoba, więc i na niego się nie boczy. A on postępuje nachalnie i wyzywająco...
MARJAN (śmiejąc się). To znaczy, iż panna Józia wprowadzić chce w czyn ugodowe mrzonki.
BOGDAŃSKI. Masz rację, nazywając te złudzenia mrzonkami.
KAZIMIERZ. Pozwólcie jednak...
BOGDAŃSKI. O! to, co w sercu boli lat tyle, czy można — zatrzeć w kilka dni?
MARJAN (bijąc pięścią w stół). Nie! nie!
KAZIMIERZ. Jesteście nieprzejednani?
BOGDAŃSKI. Tak, jak i ty — tak, jak chyba my wszyscy... tak, jak Anna... jak twoja siostra...
KAZIMIERZ, jak wszystkie zapalone głowy! Ja to już przeżyłem!...
MARJAN (śmiejąc się). Zlodowaciałeś, bo masz o trzy lata więcej, niż my i zdaje ci się przez to, że należysz do innej generacji.
KAZIMIERZ. Nie — tylko dlatego, że od trzeciej klasy żyłem z dawania korepetycji... pracowałem ciężko i teraz utrzymuję siebie i siostrę lekcjami.
BOGDAŃSKI. Ja jestem jeszcze biedniejszy od ciebie, a jednak...