KAZIMIERZ. Jesteś sam — to wielkie słowo.
MARJAN (z ironją). A więc ty jesteś ostrożny?
KAZIMIERZ. Jeżeli chcecie — tak.
BOGDAŃSKI. Nie na wiele jednak ci się ta ostrożność przydaje...
KAZIMIERZ. To prawda. Od pewnego czasu te przesyłki przychodzące do mnie pocztą w zdumienie mnie wprawiają... Sądziłem z początku, że to żart, że ktoś lekkomylśnie chce mnie narazić, ale teraz powtarza się po raz trzeci...
BOGDAŃSKI. Co robisz z tymi papierami?
KAZIMIERZ. Palę natychmiast.
BOGDAŃSKI. Czy powiedziałeś o tem Annie?
KAZIMIERZ. Nie — ani jej, ani mojej siostrze.
BOGDAŃSKI. Siostra twoja to jeszcze dziecko — ale przed Anną powinieneś był się zwierzyć... To kobieta, to serce... to już rozwinięta i rozumna dusza.
KAZIMIERZ. Lękam się jej egzaltacji. A zresztą i ona ma przedemną tajemnice. Dawno to spostrzegłem.
BOGDAŃSKI. Jeżeli ma tajemnice, to twoja ostrożność jest tego przyczyną.
KAZIMIERZ. A więc — oddajemy sobie tylko piękne za nadobne.
Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu/34
Ta strona została przepisana.