katnością uczuć kobiecego instynktu... Nie wiem, czy mnie pan rozumiesz...
BOGDAŃSKI (patrząc na nią z uwielbieniem). Rozumiem cię doskonale, panno Anno, i zdaje mi się, że ty jedna potrafisz połączyć w sobie te dwa pierwiastki. Spróbuj — napisz cokolwiek...
ANNA. ja? — O nie, nie potrafię... Ale gdyby...
BOGDAŃSKI. Gdybym — ja?
ANNA. Nie! gdyby Kazimierz chciał on jeden. Tak! on jeden mógłby to uczynić.
BOGDAŃSKI. Tak — ale Kazimierz nie zechce, nie może...
ANNA. Wiem. wiem! Ale ja nie tracę nadziei. Kto wie, może po naszym ślubie — gdy będziemy ze sobą bliżej, ściślej złączeni, dawne jego ideały i wiara powróci — kto wie.
BOGDAŃSKI. Może! (po chwili). Gdzie pani broszurki schowała?
ANNA. W moim pokoju — na piecu wysoko! Nie znajdzie nikt. Gdyby pani Korbiel dowiedziała się lub wpadła na ślad — biedna kobieta — wymówiłaby nam mieszkanie.
BOGDAŃSKI. Dziwić się jej nie można. Wdowa, troje małych dzieci. Ona zna tylko swój obowiązek.
ANNA. Już i tak krzywem okiem patrzy na nasze literackie zebrania. Skarży się, że
Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu/51
Ta strona została przepisana.