ANNA. Serce me i sumienie.
KAZIMIERZ. Nieprawda — egzaltacja i egoizm. Nic więcej. A zresztą ja nie chcę mówić wyraźnie, ale oprócz twej egzaltacji jest tu jeszcze coś, a raczej ktoś — kto mi ciebie buntuje i do szaleństwa popycha.
ANNA. Masz rację — jest to wspomnienie ciebie dawnego, takiego, jak byłeś przed cytadelą.. tego, który tutaj — w tym samym pokoju, przy tym samym stole prowadził mą duszę w świat czynu, wszechludzkiej miłości i społecznej pracy.
KAZIMIERZ (żywo, chodząc po pokoju), Nie, nie, to nie abstrakcja... ale istota żywa, czynna i oddziaływująca na twój system nerwowy źle i szkodliwie. Ja go znam, ja wiem, kto on... ja...
ANNA. Kazimierzu, co ci przychodzi do głowy?...
KAZIMIERZ. Dlatego zdaje się, iż najlepiej zrobię, przestając mieszać się pomiędzy was dwoje...
ANNA. Jakich... nas?
KAZIMIERZ (w pasji). Ciebie i... (wskazuje na Bogdańskiego) jego!