ANNA (zasłania oczy). A!...
ANNA (po chwili do Kazimierza). Odchodzę do twej siostry — ty — spójrz jemu w oczy i powtórz raz jeszcze te słowa — jeśli... będziesz mógł.
BOGDAŃSKI. Co się stało! Anna tak pobladła — oczy miała łez pełne... dlaczego kazała ci patrzeć mi w oczy?
KAZIMIERZ (po chwili wybuchu nerwowym płaczem i pada na krzesło koło stołu). Oh! ja oszaleję!...
BOGDAŃSKI (siada przy nim). Hm! hm! źle z tobą, źle bardzo. (Po chwili). Dlaczego ty się chcesz wyprowadzić? Czy chcesz uciec od Anny, czy chcesz mieć więcej swobody? czy...
KAZIMIERZ. Wszystko wszystko razem. Duszę się tu poprostu — ciągle spotykam się z waszymi wyrzutami. — O! jeśli nie słownemi, to w wzroku waszym czytam nieme wymówki za to, co wy nazywacie zdradą lub odstępstwem. Wy pozostaliście wierni dawnym przekonaniom — rozwijacie je w sobie, działacie — i w głębi dusz waszych macie dla mnie litość, tak litość... a kto wie, może pogardę za to, że mnie więzienie złamało i uczyniło prostym filistrem na dorobku... niczem więcej.