ona kobieta egzaltowana i marzycielka nie pojmie nigdy. Potępi mnie bez wahania.
BOGDAŃSKI. Nie znając prawdy, potępiać cię będzie nie mniej, choć powoli.
KAZIMIERZ. Wolę to i dlatego pragnę jej zejść z oczu.
BOGDAŃSKI (wzruszony). Na zawsze?
KAZIMIERZ. Nie — na czas jakiś. Ja czuję, że ona w tej chwili działa, pracuje dla sprawy, i w ten sposób ma do mnie żal jeszcze większy... podwójny... Gdy się uspokoi — gdy się uspokoicie, ja do was wrócę. Przytem — jeszcze mnie coś stąd wypędza... ty wiesz...
BOGDAŃSKI (cicho). Czy — znów?
KAZIMIERZ. Nie — dziś rano nie było nic — ale jestem przekonany, że wieczorna poczta przyniesie mi nową przesyłkę. Zdaje mi się, że jakiś demon snuje koło mnie sieć swoją. Chwilami myślę, że to może ktoś z dawnych mych towarzyszy, chcąc zemścić się za moje... odstępstwo, pragnie przerazić mnie.
BOGDAŃSKI. Szalony. Byłby to żart nadto niebezpieczny i straszny. Pocztą przesyłać podobne dokumenta..,
KAZIMIERZ. Tembardziej, że są to dokumenta szpiegowskie, zdradliwe na korzyść Prus! W głowie mi się miesza. Sądzę, że gdy zmienię mieszkanie...
Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu/64
Ta strona została przepisana.