Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu/76

Ta strona została przepisana.

BOTKIN. U żenszczyzn — u mużczyn karmany.

(Żandarmi rzucają się do mężczyzn, ale nie brutalizując, w milczeniu obszukują kieszenie — tymczasem inni wyjmują z kieszeni grzebienie i zaczynają kobietom zaczesywać włosy. Magdalenie rozsypują się na plecy rzadkie, siwe włosy — pani Korbiel ma cienkie warkoczyki. Anna opiera się chwilę. Botkin widząc to, zbliża się do niej i sam bierze grzebień w rękę).

BOTKIN. Pazwoltie — ja sam!
ANNA. Ja nie chcę!

BOTKIN (do żandarmów). Dzierży ruki!

(Żandarmi przytrzymują ręce Anny).

KAZIMIERZ. Anno!
BOTKIN (do Agafonowa). Dzierży jewo!

(Z włosów Anny wypada kulka papieru).

BOTKIN. Wot, naszloś... prekrasno! Nienużno bolsze... pardons... A teraz państwo wszyscy za mną... dzieci zostaną.
P. KORBIEL. Ja dzieci nie zostawię... one małe, panie generale — ja nic nie winna! — dzieci bezemnie zginą...
BOTKIN. Nic im nie będzie. — My o nich pomyślimy (rozsiada papier i mówi do siebie). No! no! jeszcze plany... kakije chytryje, a małodienkije wsie... (głośno). No! skareje rebiata! skareje! skareje!...

(Żandarmi wnoszą ubrania z przedpokoju, ubierają kobiety, które mają rozpuszczone włosy).