Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. V.djvu/87

Ta strona została przepisana.

HORN. A... żeby przyjąć napowrót? Nu, ładno — uwidim, jakie będzie zdanie dyrektora szkoły.
3. KOBIETA. Dyrektor się godzi. — Powiedział, że to od pana generała...
HORN. Dobrze! dobrze! (podsuwa się naprzód sceny ku Wielhorskiej, inne kobiety powoli wychodzą — do Wielhorskiej). A wy madame?
WIELHORSKA. Panie generale... ja w sprawie mojego syna i córki... Ja byłam tu już w przeszłym roku... Pan generał mnie nie poznał?... Wielhorska.
HORN (z pasją). Ach! eto wy mat etawo — ostanties! (do żandarma). Idź skażi baryszni, sztoby nie pięła... i zakrój dwieri.

(Żandarm idzie ku drzwiom generałowej — śpiew ustaje — żandarm zamyka drzwi na klucz i zapuszcza ciężką portjerę, poczem wychodzi — pozostaje Horn — Wielhorska i w głębi w oknie Korniłof, udający, że patrzy na ulicę).

HORN (chodzi po pokoju chwilę — wreszcie Wybucha). Jak on śmiał! Jak on śmiał! (milczenie). Pani wiesz, co pani syn zrobił?
WIELHORSKA. Nie, panie generale.
HORN. Pani syn zrobił podłość — podłość! Czy pani to słyszy?
WIELHORSKA (po chwili wahania). Mój syn mógł zbłądzić — ale nie popełnił podłości.
HORN (wściekły). Jak pani śmie zaprze-