spokoju. — Teraz — nic z tego nie będzie. Pod kręgiem lampy będzie albo konwulsyjne może bezsilne szarpanie się spętanej kobiecej duszy — albo agonja powolna, bezbarwna i wstrętna... To nie dla pana — a przynajmniej nie dla tych ludzi, których poznałam w panu. Na to trzeba więcej jednolitej natury, a pan byłbyś tylko... dyletantem przyjaźni.
KORSKI, Ale miałabyś pani choć taki cień przyjaciela przy sobie.
JADWIGA. Musiałbyś być równocześnie i takim samym przyjacielem mojego męża. — A potem, ja w przyjaźń pomiędzy kobietą i mężczyzną nie wierzę... Musielibyśmy albo się pokochać, albo znienawidzieć wzajemnie. (Poruszenie Korskiego). Pan mnie nie znałeś z tej strony. — Nie przypuszczałeś, że ja mogę wymówić takie śmiałe słowa. — Widzi pan!... to rozpoczyna się łamanie mej duszy. Odejdź pan! Będę ci za to wdzięczna. —
KORSKI. Czuwać będę nad panią zdaleka.
JADWIGA. To niepotrzebne. Przeznaczenie moje spełni się, choćbyś pan stał najczujniej na straży — Ani moja, ani pańska myśl nie zapobieże faktom. Zostaw mnie pan swemu losowi. Czuję, że jeszcze nie przeżyłam samej siebie. Gdy już będę tylko żyjącym trupem — pozwolę panu wejść znów pod krąg tej lampy.
Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VI.djvu/105
Ta strona została przepisana.
(nagle urywa i patrzy na drzwi z natężeniem).