JADWIGA. Nie kłam! — Ja czuję, ja ci mówię, że czuję, że zaszło coś okropnego.
RYSKIEWICZ (unikając wzroku żony). No stało się — co się miało stać... Lepiej, że się odrazu dowiesz i zostawisz mnie w spokoju... Dlaczego tu tak ciemno?... No więc tak... Szydełkiewicz upił się — no i bydle jedno — powiesił się... (idzie ku kuchni) Lampę dawaj!... Bestja na złość mi powiesił się na belce... w kamienicy... u mnie... (zdenerwowany chodzi w głębi sceny). Cham! — (siada pod piecem w cieniu — chwila milczenia — nagle Ryskiewicz woła zdenerwowany). Lampa!... (milczenie) Przysięgnę, że poleciała dopiero po naftę... (chwilę milczy — potem zdenerwowany znowu woła). Lampę dawaj!
JADWIGA. Ależ... toś ty go zamordował — ty!
RYSKIEWICZ. Oszalałaś?
JADWIGA. Ty!... ty!... ty jesteś moralnym sprawcą jego śmierci!
RYSKIEWICZ (nerwowo). Mnie sumienie nic nie wyrzuca.
JADWIGA. Ty mówisz o sumieniu, ty? Ależ ty urobiłeś sobie sumienie takie, jakie ci było wygodne, jakie było najlepsze dla twoich... interesów!... Podporządkowałeś wszystko, co jeszcze było z wznioślejszych uczuć w twej