ANTONIEWSKA. Mam długi lecz nie o nich chcę mówić z ojcem. Czy ojciec wie, że Szydełkiewicz nie żyje?
ANTONIEWSKI. Wiem czytałem o tem w dziennikach porannych. To fatalny wypadek. Widocznie był warjat!
JADWIGA. A czy ojciec wie, kto Szydełkiewicza... zabił?
ANTONIEWSKI. Sam się zabił.
JADWIGA. Nie. Jego ręką kierowała inna dłoń. Ja tu — niedawno dwa dni temu słyszałam jak mu powiedziano: „powieś się pan“.
ANTONIEWSKI. Gdyby Szydełkiewicz miał religję, nie byłby podobnego głosu usłuchał.
JADWIGA. O tem nie wiem, ale ten, kto rzucił w mózg Szydełkiewicza myśl samobójstwa, ma to, co ojciec nazywa „wiarą“ (biegnie do komody i zdejmuje z niej książkę do nabożeństwa). Oto z czego się modli ten człowiek co wieczór, gdy spać idzie.
ANTONIEWSKI. Książka do nabożeństwa twego męża — To pięknie z jego strony. Powinnaś go naśladować...
JADWIGA. Nie. Bo u mnie wiara zapisana w sercu i w czynach, a nie w słowach i myślach, podsuniętych przez kogoś obcego. — Dość, że mimo tej książki, mimo wyrytego na niej znaku — powiedziano tu — człowiekowi zrozpaczonemu — zabij się!...
ANTONIEWSKI. To się tak mówi.
Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VI.djvu/116
Ta strona została przepisana.