JADWIGA. To się na nic nie zda, matko. Przed chwilą probowałam mówić ojcu to wszystko, widzę jednak, że zrozumieć mnie trudno. Weźcie więc fakt jak jest...
ANTONIEWSKA (przerywa). Nie oszukasz mnie pięknemi frazesami. Jeżeli kobieta chce koniecznie rozstać się z mężem, któremu nikt niema nic do zarzucania, jasnem jest, że... musiała... zająć się kimś innym, że zapomniała o obowiązkach uczciwej kobiety, o przykładach, jakie miała w domu, i zeszła z prawej drogi!... (milczenie. Jadwiga podniosła głowę i patrzy na matkę przygasłym wzrokiem. Słońce oświeca jej wielką, czystą, duchową urodę). Milczysz? nie zaprzeczasz?... O! hańbo! o wstydzie!... Więc do tego doszłaś... Więc na to tak starannie wpajałam w ciebie zasady uczciwości kobiecej?... Dlaczego patrzysz na mnie w ten sposób?
JADWIGA. Patrzę na ciebie, matko, i podziwiam jak ty bardzo utonęłaś w szablonie tego, co kobietę może pobudzać do pozyskania wolności. Uspokój się — nie mam kochanka! nie mam nawet cienia kochanka...
ANTONIEWSKA. Czy mówisz prawdę?
JADWIGA. Czy przez te osiemnaście lat, które przeżyłyśmy obok siebie, raz jeden znalazłaś mnie kłamiącą?
ANTONIEWSKA (po chwili, poważniej). Nie. Byłaś zawsze szczerą i mówiłaś prawdę, (po