JADWIGA. Kiedy? Jak? Gdzie?
ANTONIEWSKA. Byłaś zaręczoną trzy miesiące.
JADWIGA. I cóż stąd? I on i ja byliśmy w wiecznej paradzie, w ciągłem okazywaniu swych szablonów, w smutnej komedji pomiędzy wiecznie pilnującą „dla przyzwoitości“ siostrą lub w otoczeniu obcych. Kiedyż mogliśmy dojść do porozumienia, my dwoje, którzy mieliśmy pozostać ze sobą „do śmierci“... w ciągłej spójni myśli i dusz?
ANTONIEWSKA (po chwili — gorączkowo). Dlaczego ty nie chcesz być tak jak wszystkie kobiety podległą swemu losowi.
JADWIGA. Zkąd wiesz, matko, że wszystkie kobiety podlegają bez buntu swemu losowi? — Byłaś tu wczoraj, patrzyłaś na mnie mówiłaś ze mną — jesteś moją matką, więc złączoną ze mną tajemnem drganiem uczuć, a przecież nie domyślałaś się, że ja tu konam, że już dłużej nie mogę... nie mogę!... Gdy nie chcesz mnie wysłuchać jako matka — kobietą bądź i ulituj się drugiej kobiecie!...
ANTONIEWSKA. Właśnie — dlatego, że lituję się nad tobą — nie dozwolę, ażebyś szła na zgubę. — Za lat kilka dziękować mi będziesz, że nie dozwoliłam ci porzucić męża (nagle). Zresztą to być nie może. Wisia i Lucia muszą wyjść za mąż! — (siada zdenerwowana naprzeciw Jadwigi, która oparła głowę na
Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VI.djvu/128
Ta strona została przepisana.