JADWIGA. Separacja mi wróci wolność.
KORSKI. Względną. Lecz do tej chwili, gdzie pójdziesz? gdzie się obrócisz?
JADWIGA. Pójdę pracować.
KORSKI. Co umiesz?
JADWIGA (po chwili). Nic — ale się... nauczę.
KORSKI. A do tej chwili? — Na rodziców swoich czy możesz liczyć? (Jadwiga zasłania oczy). Nie będą tolerować twego rozstania. — Opuszczona od wszystkich, bez środków do egzystencji, bić się dopiero zaczniesz z temi drobiazgami życia, które tak nienawidzisz. — I wierzaj mi, ten znienawidzony przez ciebie pokój, to okno więzienne, ta lampa, to całe wnętrze, które kryło w sobie tragedję twego życia wyda ci się w porównamiu z burzą życiową — spokojnem i szczęśliwem zaciszem, (Jadwiga patrzy na niego zdumiona). Tak, tak... długo w nocy myślałem nad pani położeniem i stawiłem się w twej sytuacji. I przyszedłem do przekonania, że walka taka nie dla pani bo pani już sił nie masz.
JADWIGA (cofając się). Kto to pinu powiedział? Kto panu powiedział, że ja sił nie mam?
KORSKI. Wyczułem to... odczułem...
JADWIGA (cicho). Tak... dziś w nocy... chciałam stąd iść... chciałam iść; gdziekolwiek, byle daleko stąd! Doszłam do tych drzwi, otworzyłam je!... Owionął mnie chłód, ciemnica, pustka...
Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VI.djvu/132
Ta strona została przepisana.