ukryłeś swoją biedną, zmęczoną duszę. Nie chcę ci robić wyłomu w tym murze. Bądź spokojny. Zostaję... i dziś ja rozpoczynam wznosić dokoła siebie taki mur ratunkowy, po za który ukryję duszę moją.
ANTONIEWSKI (wyciąga ku niej rękę). Powiedziałem ci, że jesteś dobrą córką, ale w tej chwili widzę, że jesteś czemś więcej.
JADWIGA (ze smutnym uśmiechem). Dokończ twej myśli, ojcze, to mi ulgę sprawi.
ANTONIEWSKI. Jesteś... dobrym człowiekiem.
JADWIGA. Teraz ja ci dziękuję, mój ojcze! — (po chwili ze łzami). Pocałowałeś mnie raz pierwszy, ojcze, gdy szłam do ślubu, pocałuj mnie teraz, tak jakbyś mnie składał do grobu,
ANTONIEWSKI (całując ją w czoło). Dlaczego tak mówisz?
JADWIGA. W życiu ludzkiem bywa chwila, w której się coś w nas łamie — ojcze. — Umieramy za życia. — Doszliśmy do kresu. — Po takiej chwili już tylko nasz cień, nasz trup wlecze się przez życie. — Taka chwila przyszła na mnie. Życie moje się skończyło.
ANTONIEWSKI. I ja tak sądziłem. Zapominasz jednak o tem, że cofasz swą duszę po za wał ochronny,
JADWIGA. Brutalność pewnych natur i wał taki zniszczyć może.
Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VI.djvu/137
Ta strona została przepisana.