JADWIGA. Żona Szydełkiewicza.
RYSKIEWICZ. Czego chciała
JADWIGA (odwraca się i mówi wolno). Wiesz dobrze!
RYSKIEWICZ. A ty jej stronę trzymasz?... (zrywa się). Co! powiedz! Trzymasz jej stronę?
JADWIGA. Tak.
RYSKIEWICZ. Przeciwko mnie. Przeciwko swemu mężowi z takimi wyzyskiwaczami, z taką kanalją, którzyby chcieli zedrzeć ze mnie skórę i pozbawić zarobku... Konspiruj z niemi — no dalej... dalej...
JADWIGA. Nie konspiruję, bo nic nie mogę — ale nic na to nie poradzę, że mam inne na tę sprawę zapatrywania.
RYSKIEWICZ. Proszę!... ty mieć powinnaś takie zapatrywania jak ja, bo te są dobre i uczciwe. Jeżeli ja chcę zarobić, to dla kogo?.. dla nas, na przyszłość — chyba nie z tego będziemy żyli, co nam twój godny papa przyobiecał (chodzi po pokoju, rozwiewając poły szlafroka). Niech sobie szukają takiego drugiego zięcia jak ja ze świecą... Nie piję, nie palę — w karty nie gram! prowadzę się moralnie... a w domu piekło!...
RYSKIEWICZ. Bezrząd, nieład — potem wydatki... a jeszcze... wiedz o tem, że nie dodam ci w tym miesiącu ani grosza. Daję