STEFKA. No — kto tam? (Michasiowa uchyla drzwi — posłaniec oddaje bukiet i list). To pewnie od małego. Nie chcę!... oddaj!
MICHASIOWA. Kiedy już posłaniec poszedł.
STEFKA. Powiedziałam ci żebyś nie przyjmowała nic od tego smarkacza...
MICHASIOWA. Ta czemu? ta wziąść można.
STEFKA. Pewnie fam w kuchni znów drzwi otwarte.
MICHASIOWA. Zamknięte! Trzeba zobaczyć co on pisze.
STEFKA. Naturalnie. Ani myślę.
MICHASIOWA. To ja przeczytam! (siada przy stole i czyta list Fila).
Perłami skuję twe śmigłe ręce
Na nie rozsypię twych włosów złoto
Więzami ducha...
(wzdycha) Ładnie pisze tylko trudno czytać.
STEFKA. Ciekawe komu on to znów ukradł?
MICHASIOWA. Ta co miał ukraść? Przecie niema przy liście nic jeno kwiaty.
STEFKA. Po co mi to zielsko?
MICHASIOWA. To niech mu Stefka powie, żeby zamiast kwiatów przysyłał kolonialne towary... To będzie wydatniejsze.