nie ma pojęcia. Zresztą każden się mnie wstydzi. Pan także...
BOGUCKI (stoi obok niej). Cóż znowu? Jakby mnie pani kochała, to jabym się tem chwalił — przecież to szczęście.
STEFKA. Ale...
BOGUCKI. Daję słowo.
STEFKA. Chodziłby pan ze mną pod rękę?
BOGUCKI. Pod obie.
STEFKA. W biały dzień?
BOGUCKI. W najbielszy.
STEFKA (zrywa się). To chodźmy!
BOGUCKI. Pardon! jest różnica. Stefka mnie nie kocha...
STEFKA. E! co panu po mojej miłości.
BOGUCKI. Widocznie, że mi „coś“ — i to bardzo... bardzo... (głaszcze ją po włosach). Moja Stefuś!... a takie to młode, a takie to kochane...
STEFKA (kładzie się jak dziecko i przymyka oczy, tyłem do publiczności, powoli odwraca się i widać jak ma zamknięte oczka). Niech gada jeszcze..!
BOGUCKI (siada obok niej od wewnątrz sceny). Żeby było moje — to na rękach by ją nosił, dopomagał, czuwał — pielęgnował...