JADWIGA. Tak! ubiera się, wychodzi.
ANTONIEWSKA. Cóżeś taka mizerna?
JADWIGA. Ja? — nie wiem.
ZOSIA. Dajże mi szklankę herbaty, bo mi strasznie zimno.
JADWIGA. Chętnie. (Sługa wraca). I cóż powiedziałaś jej?
SŁUŻĄCA. Powiedziałam! Nic nie odpowiedziała — poszła! Tak płakała!
JADWIGA. A!... płakała!...
SŁUŻĄCA. A... a! deszcz i łzy tak na jedno u niej na twarzy. Ale poszła!
ANTONIEWSKA. Co to? co to?
JADWIGA. To nic! to interes mego męża.
ANTONIEWSKA. A!... jakże kamienica?
JADWIGA (smutno). A stawia się! stawia!
ZOSIA. Powinnaś się cieszyć! Będziesz właścicielką kamienicy, będziesz odbierać komorne!... Ten twój mąż ma głowę — no!...
ANTONIEWSKA. Bardzo zdolny człowiek! — powinnaś Bogu dziękować, dzień i noc, że go dostałaś!...
ZOSIA. Jabym także chciała mieć takiego męża. Ale to trudno!
ANTONIEWSKA. Pewnie że trudno — porządny, pracowity — nie pije, nie pali, w karty nie gra.