JADWIGA (machinalnie). Tak! — (do służącej) Idź po szynkę — moja droga! (daje jej pieniądze — sługa wychodzi).
ANTONIEWSKA. Bo jak przyszedł do nas pierwszy raz — patrzę jaką też on będzie pił berbatę i widzę — dolewa sobie śmietanki. — Myślę sobie, to dobry charakter. Lubi słodycze i mleko... i nie zawiodłam się... (chwila milczenia). Gdzież on dziś idzie?
JADWIGA. Do cyrku.
ZOSIA. A ty? czemu nie idziesz?
JADWIGA. Ja wolę siedzieć w domu.
ZOSIA. Cóż będziesz robić sarna?
JADWIGA. Nie wiem... będę czytać...
ANTONIEWSKA. To bardzo źle, że puszczasz twego męża samego. Choć on człowiek wyjątkowy, ale powinnaś się zastosować do tego, co on lubi... inaczej... wiesz... są rozmaite kobiety na świecie... Zresztą... rozumiesz o czem chcę mówić. Powinnaś być zawsze przy mężu.
ZOSIA. Ja wszędzie będę z mężem chodziła. Choćby mnie nawet wziąść ze sobą nie chciał, to i tak pójdę. (Po chwili). Ach Boże!... żebym ja też za ten mąż poszła!...
JADWIGA (podparta na ręku patrzy na nią) Tak ci się spieszy?
ZOSIA. Słyszy mama? ona się pyta czy mnie się spieszy? A cóż ty myślisz, że to