ZOSIA (po cichu do matki). Mamo! choćmy już...
ANTONIEWSKA (zmieszana), Tak... tak... już pójdziemy, nie będziemy przeszkadzać. Jadzia jakaś nieswoja.
RYSKIEWICZ. Przeciwnie, to jest jej zwykły domowy humor. Do tego się trzeba przyzwyczaić.
ANTONIEWSKA. To źle, Jadziu — tak nie można — trzeba rozweselić dom mężowi, uprzyjemnić... Rzeczywiście — taki masz dziwny humor!
ANTONIEWSKA. Jeżeli jesteś chora, to się lecz — ale rzeczywiście...
RYSKIEWICZ. Ona wiecznie chora...
JADWIGA (j. w.) Zdaje mi się jednak, że na doktora nie wydajemy wiele pieniędzy.
ANTONIEWSKA. Bardzo dobrze, nie warto! Trochę energji — patrz na mnie — pięćdziesiątka minęła a ruszam się jakoś, muszę... ot dla Zosi...
JADWIGA (j. w.). Ja nie mam dzieci.
ANTONIEWSKA. Ale masz męża i powinnaś dbać, aby mu życie uprzyjemnić. Zosia! chodź! — ojciec tam od pięciu godzin sam siedzi w domu. Dobranoc! dobranoc. Wesołej zabawy, (do Jadwigi półgłosem). Daj spo-