Ta strona została przepisana.
JADWIGA. To jej weź i zanieś.
SŁUŻĄCA. E! proszę wielmożnej pani — to lepiej nie, — ja się tam boję — albo z rąk mi wydrze, albo powie, że później zapłaci, a nie da... Najlepiej niechaj tu przyjdzie... Teraz ciemno, nikt ją nie zobaczy. Ona tu mieszka w drugiej kamienicy.
JADWIGA. Ale...
SŁUŻĄCA. Pan już pojechał dawno — stróżka u maglarki. Ja ją bez kuchenne schody przyprowadzę.
JADWIGA. No to idź!... (po chwili z zaambarasowartiem). A niech pieniądze najlepiej ze sobą przyniesie... idź.
(służąca wybiega).
SCENA SIÓDMA.
JADWIGA — później RÓZIA i SŁUŻĄCA.
ஐ ஐ
(Jadwiga chwilę siedzi jeszcze nieruchoma — potem wydobywa portmonetkę — liczy pieniądze — idzie do kredensu, przegląda masło — butelkę z wódką, zagląda do puszki z herbatą i wraca zgnębiona do stołu — potem idzie do szafy, wyjmuje pelerynę z kołnierzem z czarnych kóz tybetańskich i rozczesuje futro palcami i rozwiesza je na krześle. W kuchni słychać głosy — wreszcie otwierają się drzwi — pojawia się służąca w chustce i Rózia w matince flanelowej niebieskiej — w czarnej spódnicy — narzucona rotunda i chusteczka włóczkowa na głowę — uczesana nadzwyczaj elegancko i starannie).
(Jadwiga szybko spogląda na Rózię, cofa wzrok i stoi przy stole).
SŁUŻĄCA. Proszę pani, to jest ta panna!