JADWIGA. Ale proszę! wejdź pan!... (Korski się cofa, za chwilę wchodzi bez palta z chustką fularową na szyi — wita Jadwigę uściśnieniem dłoni, ona zażenowana bierze lampę).
JADWIGA. Chodźmy do salonu. Ale tam zimno... nie palone jeszcze wcale...
KORSKI. Po co do salonu? Posiedźmy tutaj. Ja wiem, że państwo macie „salon“.
JADWIGA. Dla mnie mógłby nie istnieć, to mąż...
KORSKI. Ja wiem, że pani ma bardzo skromne gusta. Znając rodzinę pani — to mnie bardzo dziwi.
JADWIGA (z uśmiechem). O! tylko proszę, nie mów pan o mojej rodzinie...
KORSKI. Dlaczego? bardzo miły dom.
JADWIGA. Tak... ale ja się tyle o nich właśnie nasłuchałam.
KORSKI. Może są jeszcze jakie przedmioty na indeksie?
JADWIGA. Wszystkie... drobiazgi.
KORSKI. To bardzo ogólne określenie. Co pani nazywa drobiazgami?
JADWIGA (pokazując na około siebie). O to!... to!... to wszystko, co jest konieczne do drobiazgowej egzystencji.
KORSKI. Jednem słowem drobiazgi panią przygniotły? (Jadwiga milczy — Korski bierze
Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VI.djvu/44
Ta strona została przepisana.