KORSKI. Chyba na to pani użalać się nie możesz. Życie twoje jest tak równe, tak spokojne... a te drobiazgi, które cię nużą, to przecież łatwo usunąć się dają. —
JADWIGA (po chwili prawie martwym głosem). Tak... masz pan rację. Łatwo!
KORSKI. Bo Stefek to chyba nie przeszkadza... Wiecznie zajęty, wiecznie czynny. To bardzo prawa natura.
JADWIGA (po chwili). Czy... pan wchodząc tu do bramy, nie zauważyłeś jakiej kobiety?
KORSKI. A... prawda!... jakaś kobieta w chustce na głowie podbiegła ku mnie — zajrzała mi w oczy, a potem powiedziała: „przepraszam“! i wróciła znów pod ścianę.
JADWIGA (cicho). Wróciła!... pod ścianę... A... deszcz pada?
KORSKI. Leje jak z cebra! (Jadwiga wstaje, idzie do okna i patrzy jakby usiłowała przebić wzrokiem ciemności). Co pani tam szuka w tej ciemnicy?
JADWIGA (stojąc ciągle przy oknie). Szukam prawości niektórych dusz!
KORSKI. Nie rozumiem panią.
JADWIGA. I nie staraj się pan zrozumieć. (wraca do lampy i siada). Tak... masz pan rację — tu pod tą lampą byłoby zacisznie i spokojnie, gdyby...
KORSK. Gdyby co?
Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VI.djvu/47
Ta strona została przepisana.