Ta strona została przepisana.
JADWIGA. Tak...
KORSKI (patrząc na nią z lubością). I znów ładny gest... miękki, kobiecy... tak jakby pani usypiała zbudzoną jakąś myśl.
(Jadwiga nie odpowiada, tylko patrzy na niego z poważnym uśmiechem).
KORSKI (po chwili). Mężowi niech pani powie, ażeby do mnie zaszedł jutro.
JADWIGA. To samo mi kazał powiedzieć.
KORSKI (wychodząc patrzy znów na Jadwigą). Bardzo pani malarska. Niech pani się nie rusza — tak panią zabiorę... w świetlanym kręgu lampy...
(wychodzi przez kuchnię — słychać jak mówi ze służącą i jak ona zamyka za nim drzwi na klucz, poświeciwszy mu lampką. — Jadwiga idzie do okna, patrzy chwilę, wraca — siada pod kręgiem światła — patrzy na miejsce gdzie siedział Korski, zamyśla się, marszczy brwi, potem zakrywa twarz rękami — wchodzi służąca zaspana i okryta chustką).
SŁUŻĄCA. Proszę pani... może zrobimy rachunek.
JADWIGA (budząc się z zamyślenia) A... co?
SŁUŻĄCA. Rachunek, bo już późno.
JADWIGA. Dobrze!
(bierze z koszyczka od robót książeczkę, ołówek; siada pod lampą i zaczyna — obydwie mówią monotonnym głosem, aż do chwili spadnięcia zasłony).
JADWIGA. Mięso!
SŁUŻĄCA. Trzydzieści osiem.