na szalę twoje wahanie i moją decyzję — moralna suma jedna.
KORSKI (po chwili). Dlaczego ty mi to wszystko mówisz?
RYSKIEWICZ. Zaszachowuję się przeciw twej wymowie. Masz zawsze tyle słów na pogotowiu.
KORSKI. Możesz być spokojny — dziś „mówić nie będę“.
RYSKIEWICZ. Cóż ci znów jest? Wyglądasz jakby ci kto umarł.
KORSKI. Bo też mi umarł.
RYSKIEWICZ. Kto?
KORSKI. Wczorajszy — ja. —
RYSKIEWICZ (wybucha długim banalnym śmiechem). Skonać można co oni nie wymyślą. Gdybym cię nie widywał w sądzie, miałbym 0 tobie nieszczególne wyobrażenie.
KORSKI. Czy nie chcesz uwierzyć, że człowiek może się składać z wielu istot? jedna bierze przewagę nad drugą i to zależy od zbliżenia się księżyca, promieni słonecznych, wichrów... Zresztą, czy to wiedzieć można...
RYSKIEWICZ. Ta — ta — ta... Jesteś chory — zanadto pracowałeś w młodości I dlatego teraz nie możesz już chcieć nic z całą siłą tak jak ja (rozwala się na fotelu). Codzień wyprodukować czyn, który zachwyciłby choćby nie innych, to ciebie. Co po
Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VI.djvu/64
Ta strona została przepisana.