warjacie — a potem idź do cyrku. Paradne klowny... (słychać chrząknięcie kobiece w przedpokoju) A!... a!... Wybornie — oto masz sposób do zemsty — winszuję.
KORSKI. Któż tam — nie kazałem nikogo wpuszczać.
RYSKIEWICZ. To wyrzuć... któżby sobie jeszcze z kobietami subjekcję robił. — A jeszcze jedno. Jeżeli chcesz dojść — to kobiety z życia — weg! — Ożeń się. — Potem od-wetujesz sobie sowicie... Do jutra. —
RÓZIA. Mogę?
KORSKI, (nie mogąc rozróżnić, bo lampa rzuca niewielkie światło) Kto tam?
RÓZIA. To ja Rózia Szarfowa.
KORSKI, Ty? czego chcesz?...
RÓZIA. Jechałam w aleje... potem mnie jedna żydówka skarży — ja jej płaciłam raty — jak Boga kocham, ale ona mówi, że jej się jszcze należy, choć to już dawno zapłacone... e potem...
KORSKI, (niecierpliwie). Co potem?