KORSKI (wolno, patrząc na nią w zamyśleniu). Byłżeby to odruch pierwotnej duszy? (zbliża się do niej i sadza ją przy sobie). Patrz na mnie.
RÓZIA (ze śmiechem). Dobrze.
KORSKI (do Rózi). Słuchaj — a odpowiadaj mi szczerze — gdy zobaczysz kwiaty, słońce, gdy zaszumi w koło ciebie las, gdy zobaczysz wici, staw, księżyc, góry — czy ty kochasz to wszystko? Czy ty to wszystko widzisz, czy ty czujesz się szczęśliwą?
RÓZIA (na wpół leżąc na szezlągu). Tak... tak, zupełnie jak wtedy, kiedy byłam małem dzieckiem u rodziców na wsi. — E... to fixy faxy...
KORSKI. Nic nie uroniłaś ze świeżości wrażeń? — to jest nie rozumiesz mnie. Zawsze się tak cieszysz, gdy kwitnie bez — gdy ładnie zachodzi słońce, gdy biało na polach od śniegu, albo gdy dzwonią na Anioł Pański?...
RÓZIA. Zawsze... a nawet teraz może więcej, bo mi wtedy było tak, jakbym odpoczywała z bardzo dalekiej drogi. Wiosnę strasznie lubię i jesień także...
KORSKI. Dlaczego jesień lubisz? — Jesień lubią tylko ludzie zmęczeni, smutni...
RÓZIA (ciągle leżąc). Złote wszystko... czerwone drzewa... liście szumią pod nogami. Tak jakoś zdrowo! —