KORSKI (patrząc na nią z uwagą). Jakaż to zagadka! — Czyśbyś ty posiadła wielką tajemnicę życiowej równowagi?
RÓZIA (z prostotą). Nie rozumiem pana.
KORSKI (j. w.). Niema śladu w tobie zniechęcenia, odczuwasz wszystko z pierwotną siłą, jesteś jak kwiat rozwinięty wśród bagnisk stawu, kwiat, który kielich zwraca do słońca...
RÓZIA. (siada prosto na szezlągu). jak pan ładnie mówi...
KORSKI, (j. w.). I to czujesz? i na to jesteś wrażliwa? — Dziewczyno! Zdaje mi się, że racja jest po twojej stronie. Kto wie, czy nie masz nawet tyle życiowej siły, aby rozbudzić siłę czystą i w tych, co się do ciebie zbliżają. — (nagle) Zostań przy mnie...
RÓZIA. Proszę mnie pocałować, to zostanę.
KORSKI. Nie — ja zdaje się nie chcę od ciebie — ciebie.
RÓZIA. (patrzy na niego z niedowierzaniem). E... jakieś fixy faxy...
KORSKI. Chcę, żebyś dziś była ze mną pierwotną duszą, która na kwiaty patrzy, ale je nie pożera.
RÓZIA. Pan jest zawsze dziwak — ale pan jest lepszy, niż inni ludzie. — Obrazi mnie pan czasem — ja się na pana nie gniewam. Ja