w niej od dawna, ale ona sama tego nie przeczuwała... nie zdawała sobie sprawy z tego, co się w niej działo. Wystarczyło jednak kilka słów drugiego człowieka wypowiedzianych głośno... aby... to pragnienie zbudziło się w niej całą siłą.
KORSKI, (po chwili). Pani źle zrobiła.
JADWIGA. Dlaczego?
KORSKI. Dlatego, że wczoraj byłem prawie ciągle „adwokatem“ — prowadzącym „sprawy“ — Demostenesem, albo estetą. Dziś inaczej zapatruję się na tę kwestję.
JADWIGA. Jakto? — więc...
KORSKI. Tak, tak... To są błędne koła te sklejone swobody z raz rozbitych szczątków całości. — Kobieta, zwłaszcza w obecnym stanie rzeczy, będzie, odzyskawszy taką swobodę, tropiona i ścigana ciągle, jak ranione zwierzę. Prawo, świat, jej własne przyzwyczajenie do raz dźwiganej obroży — zgniecie ją. To na nic! na nic!
JADWIGA, (z nagłym wybuchem). To nieprawda! to być nie może.
KORSKI, (brutalnie). Pomyśl pani — wszystkie moje klijentki rozwódki — dążą całą siłą do czego? to tego, aby jak najprędzej pójść drugi raz za mąż.
JADWIGA. Wtedy, gdyś pan z nich zrobił według własnych słów — swobodnego człowieka?
Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VI.djvu/81
Ta strona została przepisana.