KORSKI. Wtedy — wtedy właśnie.
JADWIGA. Nie... tak nie będzie!... (z nagłym wybuchem nadzwyczajnej rozpaczy) (Nie... ja nie zostanę na całe moje życie nieszczęśliwą tak jak teraz jestem!
KORSKI. (zdziwiony). To pani? pani?
JADWIGA, (z serdeczną otwartością). Tak! ja!... ja!... (wybucha płaczem, odsuwając z czoła włosy — zrzuca kapelusz powoli i włosy się jej rozpadają na ramiona. Ona mówi zgorączkowana, wyrzucając ze siebie słowa w bezładnym chaosie). Ja!... Pan tego nie przeczul? Pan tego nie widział?...
KORSKI. Nie... wiedziałem, że macie inne usposobienia, ale sądziłem, że prawem kontrastu...
JADWIGA, (j. w.). Uwielbiam tego pana, który jest moim mężem...
KORSKI. Nie to — ale...
JADWIGA, (j. w.). Ale co? ale co?... A widzi pan... nie znajduje pan nawet słów dla wypowiedzenia prawdy... Więc nic pana nie uderzyło — ani moja martwota, z którą obracałam się wśród tych tragicznych drobiazgów, któremi mnie codziennie karmiono?.. Drobiazgi! och!... i ta doskonałość!... jak ja cierpiałam! jak ja cierpiałam! Żyłam tak, że nawet w godzinie wspomnień... odwracałam się od moich łez wylanych, takie były nędzne, takie bezbarwne, taką małostkowością przyczyn wywołane... A to chyba najgorsze mieć same wspo-
Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VI.djvu/82
Ta strona została przepisana.