Ta strona została przepisana.
mnienie takich łez... ze się od nich z bólu i wstydu odwracać trzeba...
(Gdy mówi te słowa, twarz jej promienieje nieziemską urodą — pełne światło pada na nią. Włosy rozsypały aię dokoła jej twarzy — okrycie spadło z ramion. Korski patrzy na nią i po twarzy jego przesuwają się dziwne wrażenia).
JADWIGA Pan mówisz — przyzwyczajenie?... Nie... nie... Ani ciało... ani dusza... Bunt... ciągły bunt... Ciągłe rwanie się... pragnienie czegoś własnego, do czego by nie wtargnął nikt, nawet myśl... jego, nawet pragnienie zrozumienia... A tego nigdy nie módz dosięgnąć... och!..,
KORSKI (postępując za nią). Nie bądź okrutna! ja znajduję, com szukał...
(Jadwiga dobiega do drzwi — siły ją opuszczają, opiera się o ścianę — on chce się do niej zbliżyć).
JADWIGA (wyciąga ręce i mówi mywanym głosem). Proszę!... zostaw mnie pan!...
KORSKI (namiętnie). Nie odchodź! ty!...
JADWIGA (odpycha go). Precz!
(Korski odsuwa się — mierzy groźnym wzrokiem Jadwigę).
KORSKI (brutalnie). Więc pocoś tu pani przyszła?
(Jadwiga wydaje krótki krzyk i zasłania sobie oczy. Chwila milczenia. Wreszcie Jadwiga odrywa ręce od twarzy. Jest bardzo blada — łzy jej płyną z oczu. Korski stoi zmieszany — Jadwiga patrzy na niego długo i z wyrazem wielkiego smutku. Pod wpływem jej wzroku Korski podchodzi dz drzwi — otwiera je i usuwa się zwolna. Jadwiga zwraca się ku wyjściu).