Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VI.djvu/84

Ta strona została przepisana.

KORSKI (cichym głosem). Przebaczy mi pani kiedy?
JADWIGA (z prostotą). Przebaczyłam — ale nie zapomnę!

(wychodzi powoli).
(Korski sam chodzi po scenie — wreszcie gasi elektryczność ruchem nadzwyczajnego zdenerwowania. — Siada pod słabo płonącą lampą. — Pali papierosa — wzrok jego pada na irysy — chwyta je, szarpie i rzuca na ziemię).


SCENA PIĄTA.
(Drzwiami z sypialni wsuwa się Rózia, która ze śmiechem, podskakując, podbiega do niego i obrzuca go jesiennemi liśćmi).
ஐ ஐ

RÓZIA. Masz!... maszł... wysiadłam z landa i nazbierałam całe pęki.
KORSKI (z niesmakiem patrząc na Rózię). Którędy weszłaś?
RÓZIA. Przez sypialnię. Myślałam, że może jest tu znów kto. A tę panią, co tu była przedtem, to spotkałam na wschodach. Ona płakała. Może przegrała proces? A może to ty... (przypatruje mu się). Coś ty jej zrobił? Nie trzeba, żebyś był dla niej niedobry. Ona jest wcale niezła. Kłania mi się... Choć znów nie miałaby się czego tak pysznić, jeśli to twoja kochanka...
KORSKI (kładzie się na szeziągu). Cicho bądź! głowa mnie boli.