Ta strona została przepisana.
SŁUŻĄCA (patrzy podejrzliwie na Ryskiewicza). Niewiem... ja tam nic niewiem —
RYSKIEWICZ ( mrucząc). Solidarność kobieca!
(chwilowe milczenie).
RYSKIEWICZ (nagle). Zabierz samowar! sprzątnij ze stołu.
SŁUŻĄCA. A jak pani wróci? —
RYSKIEWICZ. Pani będzie tam jadła kolację, gdzie jest dotąd. Zabierz to wszystko!
SŁUŻĄCA. Dobrze! dobrze!...
(mrucząc, zabiera samowar, obrus, filiżanki i wychodzi. — Ryskiewicz chwilkę bębni palcami po stole, wreszcie idzie do zegaru i posuwa wskazówkę o pół godziny, poczem siada na dawnem miejcu. Po chwili wstaje, idzie do komody, wyjmuje pudełka z krawatami, przynosi je na stół i zaczyna systematycznie sortować, wchodzi sługa i idzie do pieca. Przechodząc, mówi do Ryskiewicza).
SŁUŻĄCA. Pani idzie. —
RYSKIEWICZ. Skąd wiesz?
SŁUŻĄCA. Jest przed kamienicą. Rozmawia z żoną Szydełkiewicza.
RYSKIEWICZ (nagle wściekły). Co? ta wiedźma znów tutaj?
SŁUŻĄCA (z westchnieniem zakłada ręce na brzuchu). Ach! proszę pana... ona w swojem prawie, ona szuka swojego męża, co od wczoraj już w domu nie był.
RYSKIEWICZ. Milcz! idź po panią i powiedz, że ja każę, żeby pani zaraz przyszła!